środa, 24 lutego 2016

Trochę dziwny przypadek

Zastanowił się chwilę. Co pamiętał? Rozświetlone całkiem spore pomieszczenie z trzema rzędami równo ustawionych jednoosobowych ławek szkolnych. I pamiętał również, że jedna z takich ławek zbliżała się w jego kierunku zaskakująco szybko. Jeżeli da się przekroczyć prędkość światła, to ta ławka z pewnością tego dokonała i błyskawicznie spotkała się z czołem Stilesa (na przykład na rozstaju dróg i grzecznie podała rękę, tylko że jakoś mocno ją ścisnęła i chłopak stracił przytomność).
Poczuł tępy ból w przedniej części czaszki. Skrzywił się, na jego czole zawitały dwie zmarszczki. Skóra nad prawym okiem nieprzyjemnie ciągnęła miejsce, w którym ból był najsilniejszy. W miejscu tym Stiles wyczuwał również klejący się do jego głowy materiał.
Z trudem otworzył oczy i rozejrzał się pośpiesznie, szybko uświadamiając sobie, że leży w swoim pokoju, dzięki Bogu. Spodziewał się jakiejś piwnicy lub też klatki... w piwnicy. Uściślając - w piwnicy domu Dereka, jako że to jego ostatniego widział na oczy, zanim urwał mu się film.
Pomimo ogłupiającego bólu głowy podniósł ciało na łokciach i dłonią sięgnął po leżącą na stoliku nocnym komórkę. Nie włączając ekranu, przyjrzał się odbiciu swojej twarz. Pobladł. Prawa strona jego czoła zaklejona była grubym opatrunkiem, a na lewym policzku malowała się ciemna plama. Przypomniawszy sobie ciosy, jakie zadał mu Derek, Stiles wiedział, że to nic innego jak kolejny siniak.
 Odrzucił komórkę z powrotem na stolik, niestety na tyle niezgrabnie, że ta zamiast zatrzymać się na meblu, prześlizgnęła się po nim i spadła na ziemię. Stilinski prawdopodobnie zakląłby pod nosem, jednak nie tym razem. Ból czoła zbyt skutecznie odwracał uwagę, zaprzątanie sobie myśli czymś innym okazało się niemożliwe.
Stiles odrzucił kołdrę i powoli stanął na zimnych panelach. Bez skarpet, bez koszulki, w samych bokserkach. Swoją drogą - nurtowało go pytanie, czy to Derek zdarł z niego wszystkie ciuszki, żeby go ośmieszyć, czy może zrobił to sam Stiles, tak półświadomie. Jego ojciec raczej nie byłby do tego zdolny, oboje nawzajem szanowali swoją przestrzeń osobistą.
Stiles porwał i zarzucił na siebie szlafrok naszykowany dla niego na oparciu łóżka. Poczłapał na dół, gdzie w kuchni siedział jego ojciec czytający gazetę i popijający kawę przez zaciśnięte wargi. Siorbanie było wyraźne, mocno irytujące, ale Stiles nie chciał już na powitanie mówić o wadach i niekulturalnych nawykach ojca.
- Cześć tato - zagadnął. Szeryf spojrzał przez ramię na syna i ciepło się do niego uśmiechnął.
- Wyglądasz jak jaka zjawa. Siadaj, zrobię ci kanapki - polecił tonem nie znającym sprzeciwu. Wstał i podszedł do lodówki, by tak jak powiedział, przygotować co nieco do jedzenia. Czekał na Stilesa również ze swoim posiłkiem, tylko po to aby z nim spokojnie porozmawiać o tym, co stało się wczoraj w szkole.
- Tato, Bozia dała mi ręce, poradzę sobie - zaprotestował, ale pożałował, gdy ojciec posłał mu wściekłe spojrzenie. Bez słowa usiadł więc na krześle, na którym przed chwilą siedział John, i sięgnął po gazetę. Na pierwszej stronie tygodnika widniał duży widoczny nagłówek: "Morderca schwytany". 
Od miesiąca w Bacon Hills głośno było o czterech brutalnych morderstwach popełnionych na terenie lasu w pobliżu spalonego domu Hale'ów. Czasami Stiles zastanawiał się, gdzie mieszka 18-letni Hale, bo przecież nie w tych śmierdzących ruinach? Nie miał jednak odwagi się dowiedzieć - wyszłoby tak, że Derek dowiedziałby się o jego szpiegostwie i spuścił mu niemiłosierny łomot.
Wracając do morderstw - odnaleziono czwórkę ludzi, kobietę i trzech mężczyzn, suchych jak piasek na pustyni. Nie publikowano żadnych zdjęć, ale Stiles jako syn szeryfa wiedział praktycznie wszystko o tym paskudnym zdarzeniu. I wiedział też, że morderca wcale nie został złapany, a napisano to w gazecie tylko po to, by uspokoić mieszkańców Bacon Hills. Stiles wiedział również - stety lub niestety - że ludzie nie wierzyli w powodzenie policji, ale nikt nie śmiał zaoponować publicznie.
John postawił na stole kanapki i pysznie pachnące kakao w dwóch dużych kubkach kupionych w Nowym Jorku. Milcząc, przystąpili do konsumpcji śniadania, szeryf Stilinski szykował się jednak do poważnej rozmowy.
- Synu, możesz mi powiedzieć, co się stało w szkole? 
Stiles posłał mu pytające spojrzenie, próbując niewerbalnie okłamać ojca. Chciał, by ten dał mu spokój i nie zaczynał kolejnego przesłuchania na temat siniaków. 
- Poślizgnąłem się i upadłem na ławkę, to wszystko - napchał sobie do ust kanapkę. 
- Czyżby? Widzę przecież tego paskudnego sińca na twojej twarzy. Sam sobie tego prawdopodobnie nie zrobiłeś. I jeszcze jedno - kim jest ten chłopak, który przywiózł cię do nas do domu? Taki wysoki, czarne włosy, przypominał trochę przestępcę, a nie ucznia szkoły średniej. 
Stilesa zatkało. Dalej mielił zębami kanapkę, ale czuł, że nie zdoła przełknąć tej papki. Jakaś gula w gardle blokowała mu dopływ powietrza do płuc, co dopiero z przełknięciem jedzenia!
- Ym... to znajomy. Prawdopodobnie znalazł mnie... i przywiózł.
- Był już kiedyś u nas w domu? Musiał wiedzieć, gdzie mieszkamy, bo z tego co widziałem przez okno, to wcale się nie wahał i pewnie podszedł do drzwi. Nawiasem mówiąc - stłumił przyjazny chichot - komicznie wyglądałeś niesiony na rękach.
Po pierwsze - Stiles był przerażony i to mało powiedziane. Skąd, do cholery, Derek wiedział, gdzie mieszka Stilinski. Po drugie - dlaczego sprawił sobie tyle trudu i odwiózł go do domu, gdy po prostu mógł zostawić w klasie, takiego nieprzytomnego i zająć się własnymi sprawami. No i w końcu po trzecie i po ostatnie - co powiedział ojcu. 
- A... on coś mówił, jak przyszedł? - dopytywał Stiles, nie do końca wiedząc, czy chce usłyszeć odpowiedź. 
- Twierdził, że nie wie, co się stało. Znalazł cię nieprzytomnego i krwawiącego, więc opatrzył i przywiózł do domu, byś odpoczął. To wszystko, co mi powiedział. Był strasznie ponury - pokręcił głową John, upijając kilka łyków gorącego kakao.
Resztę śniadania zjedli w milczeniu. Po posiłku Stiles podreptał z powrotem na górę i odnalazł komórkę. Musiał zatelefonować do Scotta, swojego jedynego przyjaciela, i to nie do końca, by opowiedzieć mu o wszystkim.
Ze Scottem McCallem przyjaźnili się od dzieciństwa, zawsze sobie pomagali, ich rodziny stwierdziły, że stali się takimi dwoma papużkami nierozłączkami. Troszkę się pozmieniało od czasu wpadki z Derekiem. 
Miesiąc po rozpoczęciu szkoły Stiles przyłapał Dereka na sprzedawaniu narkotyków młodszym uczniom. Hale dostrzegł go i zakazał komukolwiek wspominać o tym, czego Stiles był świadkiem. Chłopak przyrzekł samemu sobie, że dla własnego dobra będzie trzymał gębę na kłódkę. Niestety niedługo potem wsypano Dereka i prawie wyrzucono ze szkoły, gdy dyrektorka znalazła w jego torbie wspomniane narkotyki. Zdołano 'załagodzić i wyciszyć' całą sprawę - nikomu szczegóły korupcji na dyrektorce znane nie były - ale dla Stilesa cała ta wpadka okazała się wilczym biletem do piekła. Stracił i tak niewielu przyjaciół, stał się obiektem kpin i tortur. Derek wierzył, że Stiles podkablował dyrektorce, więc wyrok był jasny, choć niesprawiedliwy. Stilinski niczego nie zrobił. 
Niestety, jak to bywa, ludzie często dostają w życiu to, na co całkowicie nie zasłużyli. Sprawiedliwość już dawno szlag trafił. 
Jedynie Scott pozostał przy Stilesie, a i tak nie do końca. Ich przyjaźń można by nazwać znajomością na odległość - kontaktowali się wyłącznie przez telefon, w szkole nie rozmawiali ze sobą, nie odwiedzali się, po prostu jeden dzwonił do drugiego, gdy coś leżało mu na wątrobie. 
Stiles wybrał odpowiedni numer i czekał. 
- Halo? - odezwał się zachrypnięty głos Scotta po drugiej stronie. Chłopak chorował od kilku dni, więc rozmawiali prawie codziennie, by McCall nie nudził się i mógł do kogokolwiek otworzyć usta. 
- Cześć, muszę ci coś opowiedzieć. Nie uwierzysz normalnie! - w głosie Stilesa nie słychać było jednak ekscytacji. Przeciwnie, nie wiedzieć czemu, był przybity jak paczka gwoździ.
 Streścił całą zaistniałą sytuację: to jak Derek dowiózł go do domu i jak niósł na rękach. Przez cały ten monolog Scott nie odezwał się ani słowem, wzdychał jedynie w geście niedowierzania. 
- W konia mnie robisz, tak? - odezwał się w końcu. - Derek Hale? TEN Derek Hale?! 
- Ten Derek Hale! Nie dam rady chyba jutro pójść do szkoły. Nie dlatego, że się boję. Po prostu gdy go zobaczę, padnę ze śmiechu! Jedyne, co sobie potrafię w tym momencie wyobrazić, to mnie jako pannę młodą i jego jako pana młodego w cudownym smokingu! No przecież on zabije mnie za to, że śmiałbym się z niego przed wszystkimi na środku korytarza.
- Dlatego poproś ojca o dzień wolnego. Powiedz, że cię głowa boli i już. 
- Ta, muszę sobie też załatwić puder. Ten siniec na szczęce wygląda gorzej, niż myślałem - stanął przed lustrem zamontowanym do drzwi szafy i przyjrzał się fioletowo-żółtej plamie. Paskudna.
- Muszę kończyć. Pogadamy wieczorem, ok?
- Ok.
Rozłączył się niechętnie i znów podreptał na dół, by poprosić ojca o przysługę. Szeryf Stylinski zgodził się, by syn został jeden dzień w domu. W końcu rozcięcie na czaszce było jednym z poważniejszych urazów, jakich doznał ostatnimi czasy. Musiał wydobrzeć, by nie nastąpiły efekty uboczne przemęczenia - bo jak wiadomo szkoła potrafi zmęczyć nawet zagorzałego zwolennika szkoły.
W czwartek Stiles, gdy został sam w domu, wybrał się do sklepu kosmetycznego i zakupił najtańszy puder jaki znalazł. W domu Stilinskich pieniądze nie rosły na drzewach, zielonych dużo nie było, dlatego też żyli oni skromnie. Niezamożność była również powodem, dla którego Stiles dalej chodził do Bacon Hills High School. Znajdowała się ona blisko domu, więc John nie musiał płacić za dojazd syna do szkoły. Drobne wydatki okazywały się być tymi istotnymi.
O nowej szkole nie było mowy. Stiles poza tym dalej miał nadzieję, że bandzie Dereka w końcu znudzi się gnębienie go.
W piątek Stiles musiał iść do szkoły. Edukacja była jego najwyższym priorytetem i opuszczanie zbyt wielu zajęć nie działało dobrze na jego rozwój umysłowy.
Nałożył grubą warstwę pudru na siniaka tak, by makijaż był całkowicie niewidoczny, w tym samym czasie maskując pamiątkę po ciosie Dereka. Stiles zdołał osiągnąć zadowalający efekt, choć po przekroczeniu progu szkoły czuł niemałe zażenowanie. Na dodatek wszyscy przyglądali mu się, czy może raczej jego opatrunkowi na czole. Nie zdjął bandaży - nie chciał widzieć stanu swojej głowy i z całą pewnością nie miał ochoty dowiedzieć się, czy zostanie mu blizna.
Przeklęty Derek! Stiles czuł czasami tak ogromną złość - ba! - nienawiść, że nie potrafił opanować dygotania. Gdy na lekcjach Jake Bernard, jeden z kumpli Dereka, rzucał w niego śmieciami, a reszta klasy zanosiła się śmiechem, natomiast nauczyciel był całkowicie niczego nieświadomy, Stiles miał ochotę roznieść całe pomieszczenie, a uczniów ponabijać na haki i wrzucić do basenów pełnych piranii, by zdychali w męczarniach.
Ale spójrzmy prawdzie w oczy, Stiles nigdy by czegoś tak potwornego nie zrobił. Zwłaszcza Derekowi.
Tak dziwnie nienawidzić i kochać zarazem.
Kuriozalne uczucie nawiedza Stilesa, gdy Derek stoi nad nim i posyła mu kolejne kopniaki, to w brzuch, to w nogi i krocze. Beznadziejne, ale jedyne, jakie daje mu Derek i ta ślepa, jednostronna miłość, na dodatek w pełni bezsensowna.
Stiles upokarzany przez Dereka, zakochany w nim na zabój. Żałosne! Ża-ło-sne!
A mimo to Stiles tkwi w swoim żałosnym zakochaniu, które wzięło się znikąd. Po prostu pierwszego dnia szkoły spojrzeli na siebie i Stilinskiego uderzyła strzała Amora. Koniec historyjki.
Stiles cały czas starał się wtapiać w tło, by nie znalazł go Derek ani żaden z jego kumpli. Pech chciał, że w końcu musiał poleźć do łazienki i trafił na Victora. Na. Victora! Najgorszego z nich wszystkich!
Był osobnikiem wysokim, bo mierzył prawie dwa metry. Jako olbrzym, na dodatek chudy, ale wysportowany, był jednym z najlepszych siatkarzy w szkole. Jego złote zmierzwione włosy odstawały niczym kolce jeża we wszystkich kierunkach. Zakrzywiony, długi nos sprawiał, że twarz chłopaka wydawała się smuklejsza. Miał zapadnięte policzki i wiecznie podkrążone oczy. Ubierał się w zbyt duże przynajmniej o jeden rozmiar ubrania - powód nieznany. Mimo to otaczał się dziesiątkami dziewczyn. Aż dziwne, że nie zdechł jeszcze na jakieś paskudztwo, np.: na AIDS. Zrobiłby światu przysługę.
Chłopak spojrzał swoimi złoto-czekoladowymi oczami na Stilesa dosyć zaskoczony, chwilę później jednak jego oczy zapłonęły żywym ogniem i rządzą mordu. Stilinski miał ochotę uciekać i już robił krok do tyłu, gdy nagle drzwi łazienki otworzyły się szeroko i w progu stanął... Nie, o Boże!
Derek, przewyższając Stilesa o dobre piętnaście centymetrów, spojrzał na niego z góry i zdziwił się nawet bardziej niż Victor.
- Dobrze, że się zjawiłeś, Hale. Zobacz, zwierzyna sama do mnie przyszła! - zarechotał Peterson niczym obłąkany i sięgnął po nadgarstek Stilesa. Zacisnął swoje długie kościste palce i przyciągnął zdezorientowanego chłopaka do siebie. Cofnął łokieć i zanim Stiles zderzył się z jego twardym torsem, zadał potężny cios w brzuch. Stilinski jęknął z bólu, osuwając się na ziemię.
Widział przez zmrużone z bólu oczy, że Victor wykonuje zamach nogą i...
Derek nagle zastąpił drogę Victorowi, złapał go za ręce i obrócił plecami do siebie (wyglądało to prawie tak, jakby partner obracał baletnicę podczas występu!). Koniec półobrotu skończył się jednak dosyć boleśnie, bo Hale odsunął się odrobinę i z całej siły kopnął blondyna w nerki. Ten stęknął. Nogi mu zadrżały i chwilę później padł na kolana.
Z tego co Stiles wiedział, takie uderzenie powoduje silny ból i otumanienie, i nawet potwór Victor nie był w stanie wytrzymać tego ciosu. Podobnie jak piszczel Dereka. 18-latek krzywił się jakby zjadł cytrynę. Ściskał obolałą nogę.
Stilinski nie był pewien, co zrobić. Podnieść się i uciec? Udawać nieprzytomnego? Faktycznie stracić przytomność, by dali mu spokój?
Odpowiedź przyszła sama. Drzwi łazienki ponownie się otworzyły, tym razem jednak w progu nie stanął chłopak, jakby się oczekiwało po męskiej ubikacji, a nieskazitelnie piękna dziewczyna o długich kasztanowych włosach. Pokaźnych rozmiarów piersi podskakiwały jej przy każdym kocim ruchu. Obciśnięty czarny top uwydatniał jej kobiece kształty, podobnie jak obciśnięte jasne dżinsy. Spojrzała na nich swoimi ciemnymi oczami i dopiero po chwili zorientowała się, że weszła nie do tej łazienki, do której potrzeba.
Pisnęła cicho, zaskoczona. Stiles spodziewał się, że zaraz ucieknie, tak jak każdy, kto znajdował go w takiej sytuacji, dziewczyna jednak stanęła jak wbita w ziemię i nie ruszała się. Stilinski w tym czasie podniósł ciało do siadu i oparł się o okafelkowaną ścianę.
- Cześć - mruknął z lekceważącym uśmiechem. - Witaj w Raju.
- Co tu się... - zamknęła usta. Morderczy wzrok Dereka zmusił ją do zamilknięcia. Nie oznaczało to jednak, że dzika natura dziewczyny również zostanie przygaszona i opanowana. Szatynka przeszła dzielący ją i Stilesa dystans. Przyklęknęła obok niego i przyjrzała się szczęce. - Amator. - Uśmiechnęła się porozumiewawczo. Stilinski wiedział, że dziewczyny, znawczynie makijażu, prawdopodobnie rozpoznały źle nałożony puder. Szczęście, że nieznajoma nie wydała go.
- Wyjdź stąd. To męska ubikacja - rzucił wściekły Derek. Dziewczyna zignorowała go, zajmując się dalszymi oględzinami Stilesa. Uniosła jego koszulkę, by obejrzeć brzuch, za który tak kurczowo się trzymał. Blada skóra naznaczona była sińcami, nowymi i starymi, bladymi i soczyście fioletowymi. Dobrze przynajmniej, że nie pozostają po nich blizny.
Stilinski błyskawicznie wyrwał krawędź swojej czerwonej bluzki z dłoni dziewczyny i zasłonił nagi brzuch. Nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Odwrócił wzrok i od nieznajomej i od obserwującego go Hale'a. Nie chciał widzieć jego rozbawionej twarzy.
- Widzę, że rozumiesz, co jest grane - rzekła dziewczyna, podnosząc się. Stiles czekał, aż podda się i wyjdzie z łazienki. Tak jak każdy. Ale ku jego zdziwieniu to Derek ustąpił. Postawił wciąż stękającego Victora na równe nogi, by po chwili zniknąć na korytarzu. Stiles patrzył za nimi jak ciele na malowane wrota. Nie wierzył własnym oczom.
Dziewczyna znów przyklęknęła obok niego. Zerknął na nią zszokowany oraz dozgonnie wdzięczny.
- Jestem ci coś winien - uśmiechnął się słabo.
- A ja jestem Kate, natomiast tobie przydałaby się lekcja samoobrony.  


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uaaaaahahah, Derek "Pipa" Hale poddała się dziewczynie. Muwhahaa.
  Tak, chowaj się, słabeuszu i brutalu!
Serio, ten gif, jeżeli jesteście ciekawi miny, jaką Kate ujrzała na jego twarzy, ukazuje ją idealnie. Bo tak właśnie Derek wyglądał. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że jego kumple to pizdy i znęcają się nad Stilesem na całego. Aż mnie kusi, żeby napisać opowiadanie z jego perspektywy.

1 komentarz:

Obserwatorzy

Upadły Marzyciel Może nie wiesz ale masz oczy psycho­paty całko­wicie mnie przeszywające..
Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Gify: Rebloggy / Czcionki: Google Fonts / Kody: Tajemniczy Ogród