środa, 24 lutego 2016

Głowa w kiblu

         Nie było gdzie uciekać albo się schować. Uczniowie tłoczący się na korytarzu szkolnym utrudniali oddychanie. Postawienie choćby jednego nieodpowiedniego kroku w złym kierunku - czyli przeciwnie do ruchu płynącej ludzkiej fali - równało się z niechybną utratą równowagi. Nawet uczeń pokroju Stilesa, przyzwyczajony do bólu i siniaków na całym ciele, nie zdołałby wytrzymać zdeptania przez zgraję rozwrzeszczanych uczniów. Konieczne było odnalezienie innej drogi ucieczki.
        Zrozpaczony Stilinski spróbował więc płynąć z prądem i nie musiał czekać nawet minuty, by odnaleźć tę jedną sposobność na wyrwanie się z łap prześladującego go chłopaka. Złota zasada - póki nie widzi, gdzie znikasz, jesteś bezpieczny. Jeśli znajdziesz się z nim sam na sam, umierasz z bólu. Nigdy więc nie pozwól, by widział, gdzie idziesz.
        Stiles nad głowami przepychających się wzdłuż ścian chłopaków i dziewcząt wszelkiej maści i pokroju, dostrzegł ciemne drzwi z niewielkim okienkiem pośrodku. Z trudem łapiąc powietrze przecisnął się w ich kierunku i gdy już myślał, że rzeka porwie go w dalszą drogę, zdołał dosięgnąć klamki i przytrzymać się jej. Odzyskawszy równowagę, wpadł do środka sali niczym wystrzelona torpeda, ciężko przy tym oddychając.
          Naprawdę miał szczęście. Jeszcze chwila i Derek i jego banda wypatrzyliby go, a później zgodnie z ich zwyczajem zaciągnęli do kibla, by choć przez chwilę się nad nim poznęcać. Myślicie, że kiblowanie to przeszłość? Bum, kurwa, pomyłka! I Stiles był jednym z tych uczniów bardzo doświadczonych we wstrzymywaniu oddechu. Ba! Nauczył się tracić przytomność na zawołanie, by szkolna elita szybciej straciła nim zainteresowanie i torturowała go tylko chwilkę.
          Bo co innego mógł zrobić? Nie odznaczała go jakaś ponadprzeciętna siła ani nawet prędkość, był zwyczajniakiem, jeśli chodzi o zdolności fizyczne, natomiast swoją umiejętnością dedukcji i wysokim poziomem inteligencji podczas bójki zdziałać mógł niewiele. Zagadać ich na śmierć, ględząc o całkach albo rozkładzie logicznym zdania złożonego? Wkurzyliby się jeszcze bardziej i oprócz siniaków Stiles mógłby nabawić się krwotoku wewnętrznego albo wstrząśnienia mózgu. Derek nie był tym najgorszym, jeśli przyszło do znęcania się, najmocniej bowiem bił i kopał Victor Peterson, bezwzględny 19-latek udający gangstera. Z nim nie można było pogadać, gdy tylko widział Stilesa, krew się w nim gotowała, stawał się cały czerwony i napinał się jak cięciwa gotowa wystrzelić zabójczą strzałę.
       Stilinski zamknął za sobą drzwi, niestety nie na klucz, bo takowego nie posiadał, i głośno westchnął, podchodząc do najbliższej ławki, by na niej przysiąść i choć chwilę odpocząć od codziennego zgiełku. Ulżyło mu odrobinę. Z całego serca wierzył - a przynajmniej tak sobie wmawiał - że przedzierający się przez tłum Derek Hale, Victor Peterson i Blake Crop nie spostrzegli niepozornej, chudej postaci w szarej kratkowanej koszuli, bo - oby - zbyt zajęci byli przeganianiem innych uczniów przed sobą i podążaniem w kierunku klas, w których mieli obecnie zajęcia. Znajdowali się wystarczająco daleko, by nie dostrzec Stilinskiego, ale wystarczająco blisko, by wyczuć odrażającą woń wody klozetowej. Zapach łaził (na przykład na niewidzialnych nóżkach) za Stilesem cały dzień, ponieważ już na pierwszej krótkiej przerwie Derek dorwał się do nastolatka i zamoczył jego głowę w sedesie.
        - Żałosny jesteś - śmiał się co pewien czas, pomiędzy wynurzeniem i kolejnym nurkowaniem. Stiles zdziwił się długością tej sesji; zwykle Derek Hale nie męczył go dłużej niż trzy minuty, jednak tego dnia zdawał się być szczególnie nerwowy. Zadzwonił dzwonek kończący pięciominutową przerwę, a Derek dalej robił swoje. Z sedesu, dwie sekundy na oddech i znów mokro od szyi w dół.
      Ma rację, jesteś żałosny, mówił do siebie Stiles, poddając się wreszcie i próbując stracić przytomność. A robił to w bardzo prosty sposób - wstrzymywał oddech. Przez pięć miesięcy ciągłej męczarni wyuczył się wielu zachowań potrzebnych mu do przetrwania, zabił również ten naturalny odruch, gdy człowiekowi brakuje powietrza, a płuca automatycznie zaczerpują powietrza. Nie, to już nie dotyczyło Stilinskiego. Fakt, czuł rozdzierający ból w klatce piersiowej, kręciło mu się w głowie, ale nie ulegał kuszącej możliwości zachłyśnięcia się powietrzem. Aż w końcu tracił przytomność, czasem na dziesięć sekund, czasem na dłużej. Mimo wszystko ten krótki czas wystarczał, by znęcający się nad nim chłopak poczuł, jak ciało Stilinskiego wiotczeje i staje się cięższe. Jedynie Victor nie reagował na wyraźny opór nieprzytomnego ciała chłopaka - był zbyt bezlitosny i nieczuły.
        Stiles czasem zastanawiał się, jak zdołał przeżyć te pięć miesięcy roku szkolnego. Bez przyjaciół, bez najmniejszego poparcia u nauczycieli. Nie żeby oni w ogóle wiedzieli o dziejącej się Stilinskiemu krzywdzie. Nic z tych rzeczy! Gdy chłopak raz próbował powiedzieć o wszystkim dyrektorce, doczekał się złamanego palca i złamanych dwóch żeber. Wytłumaczył to jako pechowy zjazd na rowerze. Wszyscy, o dziwo, uwierzyli w tę bajeczkę. Postanowił wtedy więcej nie bawić się w skarżypytę i trzymać gębę na kłódkę.
        Nagle Stiles usłyszał znajomy głos i poczuł, jak włoski na karku stają mu dęba.
        - Nie idę na tą lekcję! - to był Derek i z całą pewnością stał tuż przy drzwiach sali, w której "ukrył się" Stiles (bo przecież zamiast się gdzieś schować i przeczekać, to siedział w najlepsze na ławce widoczny dla wszystkich). Głęboki, lekko zachrypnięty głos Hale'a był doskonale słyszalny, i choć Stilinski nie widział chłopaka w maleńkim okienku, wiedział, że on tam stoi i jeżeli czegoś nie wymyśli, skończy z kolejnymi siniakami.
       Zsunął się z ławki najciszej jak potrafił. Nie zdążył jednak choćby obrócić się na pięcie w kierunku okna z zamiarem wyskoczenia - jako że sala znajdowała się na parterze - kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły i po chwili równie szybko zamknęły. Stiliński stanął jak sparaliżowany. Przed nim pojawił się naprawdę dobrze zbudowany 18-letni chłopak w czarnych wytartych dżinsach i obciśniętej na jego muskularnym torsie szarej koszulce z napisem "Fuck and Eat". Nieprzepisowa, ze względu na wulgaryzm, Derek tekst ukrywał jednak skrupulatnie pod czarną bluzą z białym suwakiem, która obecnie leżała zwinięta na jego ramieniu. Hale uznawany był za jednego z tych przystojniejszych w całej szkole. Bacon Hills nie było duże, ale też nie najmniejsze, więc taki komplement można było uznać za wyjątkowe wyróżnienie, skoro po szkole paradowało wielu podobnych do Hale'a. Nawiasem mówiąc - nie da się zaprzeczyć powszechnej opinii na temat Dereka. Gangster, typowy badboy, skory do bójki, ale niewątpliwie pociągający. Dziewczyny latały za nim i piszczały na samą myśl o jego nagim ciele. Gęste kruczoczarne włosy dodawały mu nonszalancji pomimo byle jakiego ubioru, a oliwkowe oczy zdawały się obecnie przewiercać Stilesa, wydzierać z niego duszę i czytać z niej jak z otwartej księgi o fobiach i uczuciach chłopaka. Tak jakby już nic nie mogło należeć do niego, a wyłącznie do Dereka. Taką te ślepia miały specjalną magiczną moc. Zaglądać wgłąb czyjegoś umysłu...
        Przez chwilę Stilinski miał nadzieję, że skoro znaleźli się w otwartej sali, na dodatek doskonale widocznej z zewnątrz, to nic mu nie grozi. Derek był jednym z tych, który przejmowali się szkołą - nie był on wybitnym uczniem, o ile pogłoski, które dotarły do uszu Stilesa były prawdziwe, ale starał się. Rzadko opuszczał zajęcia, miał zadowalającą frekwencję. Dziwne, bo pomimo swojego oddania edukacji właśnie stał przed swoją ofiarą, a było dobre pięć minut po dzwonku, w dodatku wyraźnie powiedział, że nie idzie na zajęcia.
        - Miejmy to już za sobą - stęknął Stiles, rozluźniając do tej pory napięte mięśnie. W ten sposób bolało mniej, nie do końca wiedział czemu, ale póki działało, nic więcej się nie liczyło. W razie czego miał jeszcze asa w rękawie - zemdleć tuż przed rozpoczęciem 'sesji'.
        - Co? - Derek albo nie ogarnął, że stoi naprzeciwko swojego odwiecznego celu, albo rżnął głupa i Stiles miał ochotę podejść do niego i trzepnąć w łeb, by zaczął się zachowywać normalnie. - A, o to chodzi! Lubisz jak cię facet wali po ryju czy co, bo tak się upominasz o to?
         - Nie chciałbym wyjść na bezczelnego, mówiąc, że gdy ktoś codziennie wali mnie po ryju to staje się to jakby nawykiem - zamilknął na chwilę i kontynuował nieco odważniej i bardziej sarkastycznie - ale jednak to powiem. Zielenieję z nudów, gdy sławny Derek Hale nie kopie mnie na każdej przerwie w brzuch, ani nie zamacza ryja w kiblu!
         - Dobra, zamknij się, bo twój kretyński głos przyprawia mnie o zawroty głowy - podszedł, a może raczej doskoczył do Stilinskiego niczym dzikie zwierzę, i uderzył go tak mocno w brzuch, że chłopakowi przed oczami zatańczyły czarne i żółte świetliki. Nie zdołał się wyprostować, stał zgięty wpół i wpatrzony w podłogę.
          Nigdy wcześniej ciosy Dereka nie były tak brutalne, a jego wzrok nie palił równie mocno.
       Stiles powoli podniósł wzrok i zerknął niepewnie w oczy Hale'a. Nie był pewien, czy to co dostrzegł, nie było halucynacją - na miejscu zielonych tęczówek pojawiły się czerwone niczym ogień wściekłe ślepia o zwężonych źrenicach do tego stopnia, że praktycznie stały się niewidoczne.
         Derek znów podniósł rękę i pięścią uderzył Stilesa prosto w szczękę, odrzucając całe jego ciało w bok. 
          Skąd u Dereka taka ogromna siła?
        Wkurwiłeś go mocno, ot co! Zresztą spójrz na jego mięśnie, koleś! On powaliłby słonia jednym ciosem!, wytłumaczył sobie, obserwując, jak kant jednej z ławek zbliża się do jego oczu coraz szybciej i szybciej.
          I oprócz bólu, Stiles nie był już niczego więcej świadom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Upadły Marzyciel Może nie wiesz ale masz oczy psycho­paty całko­wicie mnie przeszywające..
Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Gify: Rebloggy / Czcionki: Google Fonts / Kody: Tajemniczy Ogród